Dogonić przeszłość

Rumunia, sierpień 2006 i 2009 
Dom w Chişcău jest jak dom mojego dzieciństwa. Ten mój zniknął. Dziadkowie nie żyją. Sad odkupiło Państwo i zbudowało nowoczesną drogę. Zniknął piec kaflowy, na którym babcia gotowała. Zniknęły drewniane podłogi pomalowane na bordowo – zakrył je plastik i nowoczesne panele. W ogródku zarosły róże, tulipanów nikt nie wykopał, wycięto jesienne marcinki, które rosły tam od kiedy pamiętam. Wszystko zakryje trawnik.




Tak więc, przyjeżdżam do Chişcău. Brama opięta różami, błękitno-liliowe wilce, żółte aksamitki, bujne pelargonie rosną w starych obtłuczonych garnkach. Rudbekie tłoczą się między kamieniami, przy płocie. Siadam na drewnianej, krzywej werandzie, patrzę na snopki siana i wdycham dym płynący z letniej kuchni. Jabłonie i śliwy. Muchy leniwie bzyczą. Przychodzi kotka. Czuję jakbym wróciła do domu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz