Rumunia, sierpień 2006
Jest upalne, rumuńskie popołudnie. Słońce świeci ciepłym, stłumionym, miękkim światłem a cienie są coraz dłuższe. Jesteśmy zanurzeni w letnim skwarze i jest to przyjemne. Jedziemy autem. Otwarte okna. Wieje cudowny, ożywczy wiatr. Przed nami prosta, wąska, asfaltowa droga. Wokół ciągną się kilometry nieurodzajnych, pozarastanych gdzieniegdzie sitowiem pastwisk. Na rozstajach malowane krzyże.
W oddali, na horyzoncie oświetlone złotym słońcem łagodne grzbiety Gór Zachodniorumuńskich. I tak sobie jedziemy. Gra Dead Can Dance.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz