Pikuj we mgle



Rano wracamy ścieżką, którą tu dotarliśmy wczorajszego wieczora i odnajdujemy szlak. Uzupełniamy zapas wody. Robię sobie małą kąpiel w potoku. Super! Idziemy w górę. Mamy do pokonania jeszcze około 400 m w pionie. Najpierw las. Przepiękny - klonowo-buczynowy - w najpiękniejszych jesiennych kolorach. Trochę drzew iglastych. Mozaika nasyconej żółci, wszelkich odcieni czerwieni i brązu i mocnej zieleni.

Niestety to były ostatnie słoneczne chwile. Zaczyna się mgła. Ta mgła nie opuści nas już do końca. Stopniowo pogoda będzie się pogarszać.


Zdobywamy Pikuja! Zaskakująco szybko osiągnęliśmy cel naszej wyprawy. Niestety nie widzimy nic oprócz samego szczytu. Widoczność ograniczona jest do kilku metrów. Nie ma ani panoramy Gorganów, ani Połoniny Równej ani Borżawy ani Halicza ani polskich połonin. Nie widać nic. Opowiadamy sobie tylko, co jest tam - za tą mgłą. Humory pomimo to nam dopisują. Zjadamy jabłka, pijemy herbatę i idziemy dalej. Planujemy iść w stronę Starostyny i w zależności od pogody wrócić tym samym szlakiem albo zejść do Libuchory i załatwić podwózkę do Biłaszowic. Po drodze objadamy się jagodami i borówkami, których jest mnóstwo.Otaczają nas złocisto-czerwone jagodowe pola.



Docieramy do Ostrego Wierchu i postanawiamy tu zanocować. Ma być tu gdzieś źródło i ruiny schroniska. Nie udaje nam się znaleźć jednak wody. Dobrze, że mamy zapas. Wszędzie jest duży spadek. Jedynym w miarę równym miejscem jest sama ścieżka. Na niej rozbijamy namiot. W miarę równo jest tylko pod plecami. Pod nogami mamy spadek w dół. Kolacja, ognisko. I kładziemy się spać. Kiedy tylko wchodzimy do namiotu zaczyna lać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz