Burza i mgła


Rozbijamy namiot na ścieżce trawersującej Ostry Wierch. Kiedy tylko wchodzimy do namiotu zaczyna lać. Z oddali słychać grzmoty i przez ścianki namiotu widać jak rozświetla się niebo od błyskawic. Mamy nadzieję, że burza przejdzie bokiem. Krązy. I w końcu nadchodzi. Grom uderza gdzieś blisko, od huku drży ziemia. Grzmot przewala się przez góry. Jest naprawdę strasznie. Pierwszy raz w życiu drżę ze strachu. Każdą błyskawica cieszy mnie, bo skoro ją widzę, to znaczy, ze w nas nie trafiła. Grzmoty wydają sie być straszniejsze ale wiem, że one nie są groźne. Całe szczęście burza oddala się dość szybko. Całą noc jednak mocno pada, wiatr łopocze materią namiotu.

Trudno jest usnąć. Burza gdzieś tam jeszcze krąży. Przez całą noc zjeżdżam w dół po karimacie. Pod plecami czuję nierówności - tam gdzie były kępy traw. Śpię, a właściwie przysypiam w sumie może ze dwie godziny. Tylko Ania wysypia się w miarę - nie ma to jednak jak pompowana mata pod plecami. Prawdziwy luksus. Wstajemy około 8 rano. Noc była ciężka, jesteśmy zmęczeni ale i tak cieszymy się, że tu jesteśmy.


Mokry namiot, trochę mokre śpiwory. Ani puchowy zamókł od ścianki namiotu, na mój nakapało z sufitu, bo zostawiliśmy otwarte wywietrzniki. Poranne zbieranie się zajmuje nam dużo czasu.  Mija nas grupa sześciu czy siedmiu ludzi z Polski. Nocowali niedaleko. Burza też dała im popalić.


Niestety nadal pada. Mgła jest jeszcze gęstsza. Postanawiamy zejść do Libuchory. Nie ma sensu wracać grzbietem w tej zupie. I tak nic nie widać. We mgle gubimy drogę. Znowu trzeba wracać. Jakimś dziwnym sposobem zamiast do Libuchory trafiamy do Husnego. W sumie lepiej, bo bliżej do Biłaszowic.


A po drodze mamy jak w piosence:  
"woda schodzi z gór ścieżkami,
wiatr gałęziom strąca krople,
szumi woda pod butami,
wszystko jest zupełnie mokre"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz