Tatry Zachodnie, marzec 2010
Znowu wspaniała cisza. Krajobraz czysty, śnieg porządkuje wszystkie linie. Świat uproszczony do ciemnych plam na białym tle. Jak japońska grafika. Jak Ensō. (Obok: Kaligrafia Kanjuro Shibata XX "Ensō". Z prywatnej kolekcji Jordana Langelier'a. Za Wiki.)
Za mostkiem szlak niknie. Zapadamy się w zaspach. Mylą nas ślady nart. Narciarz bezpiecznie przejedzie po zasypanej kosówce. Pieszy zapadnie się w śnieg. Przedzieramy się przez śnieżne zaspy polany, mijamy niewielki żleb. Idziemy przez las. Na skraju lasu czeka nas śnieżne pole otoczone ze wszystkich stron stromymi stokami. Zalega tu mnóstwo śniegu a zbocza na mapie oznaczono jako lawiniaste. Niepokoi mnie to ale postanawiamy iść dalej. Zapadam się w śnieżysko po pachy. Trudno się wydostać. Śnieg trzyma jak beton. Tracimy siły na mocowanie się z zaspami. Podchodzimy powoli, choć chcielibyśmy wydostać się jak najszybciej ze żlebu.
W końcu wychodzimy na grań. Wieje dość mocno. Wiatr podnosi tumany śniegu, które zasypują natychmiast nasze ślady i tańczą po stoku. Pięknie. Przepięknie. Warto było. Trzydniowiański. Czubik. Siłujemy się z wiatrem podchodząc na Kończysty Wierch. Dalej już nie pójdziemy. Słońce zachodzi i trzeba szybko wracać. Noc łapie nas jeszcze w lesie ale zmrożony nocnym chłodem śnieg ułatwia marsz a droga jest już prosta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz