Apuseni

Rumunia, sierpień 2006
Cudowne góry, w które mieliśmy nie jechać ale intuicyjnie się zaparłam i pojechaliśmy. Jeśli przyjąć, że pas Karpat wygląda na mapie, jak wielki nos, to Apuseni prezentują się jako dziurka w nosie. Pokochałam te górki najbardziej ze wszystkiego w Rumunii. Miejsce do którego chcę wracać. To tam właśnie wioski są przyjazne, staruszki w czarnych strojach przechadzają się przed domami i przystają na pogaduszki z sasiadem czy sasiadką. Przy drogach rosną krzywe drzewka śliwy - na marmoladę, na ţuică de prune, dla cienia. Do ciorby dają tyle chleba ile chcesz i nie liczą za niego dodatkowych bani a kwaśna śmietana prosto od krowy jest już wliczona w cenę.


Apuseni - wioski, miasteczka, drogi i pastwiska. Przede wszystkim pastwiska. Wielkie połacie nieurodzajnej ziemi - pas trawy, pas sitowia, pas trawy, pas sitowia. I tak aż do horyzontu zamkniętego panoramą gór. Stada i pasterze. Bydło z bawolimi, szerokimi rogami.


Rzeki płynące na nieznane u nas sposoby. Nasze rzeki wkomponowane są w krajobraz - płyną sobie porządnie wyżłobionymi korytami, nad którymi rosną olchy, wierzby. Tutaj rzeczki są jakby w trakcie tworzenia dopiero. Płaskie pastwisko a środkiem płynie rzeka - jej koryto to na chybcika wyżłobiony nieskładny rów z oberwanymi brzegami. Żadnych drzew, zarośli, łagodnego spadku. Po prostu nagle widzimy - o rzeka.

Ciorba z kwaśną śmietaną

Rumunia, sierpień 2006
Świetne mięsne i warzywne zupy. Dość gęste, doprawiane na talerzu według woli - śmietaną, octem, oliwą, pieprzem, solą. Do tego chleb. I świeże ostre papryczki. Taka zupa kosztuje od 5 do 12 lei i swobodnie, jeśli je się ją z chlebem, może wystarczyć za główny posiłek dnia. Ciorba legume, taraneska, perisoara, de burta (flaki), a la Greck, de Pui. Dużo rodzajow nie zawsze wszystkie dostępne ale zawsze jest jedna ciorba z wołowiną, jedna z wieprzowiną i flaki. Flaki są ze śmietaną i okrutną (sic!) ilością czosnku. Im bliżej Rumunii do Europy tym do ciorby dają mniej dodatków a za śmietanę trzeba dodatkowo płacić. Znak czasów. Jeśli ktoś ma ochotę na prawdziwie rumuńską ciorbę - służę autorskim przepisem.

Najpyszniejsza ciorba jaką jadłam. 
Kupiona w barze na Padis po kilkunastu godzinach wspinaczki na płaskowyż,
w ponad 30-stopniowym upale, z plecakami. Żadna ciorba nie będzie pyszniejsza :)

Menu

Rumunia, sierpień 2006
W większości barów i knajpek, w których prosiliśmy o menu, menu nie było. Pytanie o menu (a właściwie "meniu") było kwitowane czasem takim zdziwieniem, że do dziś zastanawiam się, czy czasem nie wchodziliśmy na prywatne podwórka, na których biesiadowała rodzina i znajomi. Tak czy siak, coś do jedzenia zawsze dostaliśmy. Prosiliśmy zwykle o ciorbę, kotlet, kartofel, salat rosi szi varze. Prawie po polsku. Ta "varze" to kapusta. Prawda, że łatwo? A jeśli meniu było, to sytuacja właściwie się nie zmieniała. W restauracjach szczycących się posiadaniem menu, było ono swobodną prognozą, co też ewentualnie, w dowolnym horyzoncie czasowym mogłoby być dostępne. Ze stu wymienionych w menu potraw można było zamówić cztery czy pięć.