Rumunia, sierpień 2006
W większości barów i knajpek, w których prosiliśmy o menu, menu nie było. Pytanie o menu (a właściwie "meniu") było kwitowane czasem takim zdziwieniem, że do dziś zastanawiam się, czy czasem nie wchodziliśmy na prywatne podwórka, na których biesiadowała rodzina i znajomi. Tak czy siak, coś do jedzenia zawsze dostaliśmy. Prosiliśmy zwykle o ciorbę, kotlet, kartofel, salat rosi szi varze. Prawie po polsku. Ta "varze" to kapusta. Prawda, że łatwo? A jeśli meniu było, to sytuacja właściwie się nie zmieniała. W restauracjach szczycących się posiadaniem menu, było ono swobodną prognozą, co też ewentualnie, w dowolnym horyzoncie czasowym mogłoby być dostępne. Ze stu wymienionych w menu potraw można było zamówić cztery czy pięć.
Zapewne część z Was – niezależnie od tego, czy dopiero zaczynacie, czy już
długo jeździcie – zastanawia się jak wybrać instruktora. Bo umiejętności
doskona...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz