Rumunia, Fogarasze, lipiec 2011
Cabana Podragu |
Cabana Podragu nieco bliżej |
jeszcze bliżej... |
naprawdę blisko i już na miejscu. |
Zajmuję luksusowe miejsce na dolnej pryczy, przy oknie. Jacek bierze górę. Pod przeciwległą ścianą, obok, na wyciągnięcie ręki leży jakiś anglojęzyczny i czyta Pratchetta. Pod pryczą stoją uwalane błotem buty. Salomony. O - takie same jak moje.
Wspólna sala. Duże okna całkiem zaparowane, bo na zewnątrz zmrok i mróz. A tutaj ciepło, tłocznie i głośno. Wielojęzyczny tumult. Piwo, cola około 15 RON. Miska szarej brei z soczewicy i ryżu 25 RON. Równo o 10 we wspólnej sali gaśnie światło. Taki jest regulamin ustalony przez...
Królową! Właścicielkę! Imperatorową tego całego interesu.
Postawna kobieta, w rozciągniętym dresie i z wypiętą piersią. Ach - ta postawa, ta siła, to bezsprzeczne poczucie władzy, opanowania sytuacji, omnipotencji. Wydaje polecenia i odpowiada na pytania - po rumuńsku, angielsku i niemiecku. Pali papierosa, nogę wspiera na kamiennym murku i dumnie ogarnia wzrokiem swoje włości. Żadnego sprzeciwu, dyskusji, czy choćby maleńkiego pola do negocjacji. Będzie tak, jak Ona chce, bo okoliczny świat należy do niej.
A ona wie, że mimo brudnego kibla, pryczy, zakurzonych koców, brei w metalowych miskach i braku prysznica warto tam być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz