Rumunia, sierpień 2006
Stada bezdomnych psów. Rumuni chyba się do tego przyzwyczaili, bo nie zwracają na nie uwagi. Psy są na ogół spokojne i nieagresywne. Boją się gwałtownych ruchów - kulą ogony i cofają się bojaźliwie. Pocieszające jest to, że te które widziałam nie były zagłodzone. Wydawały się być w całkiem niezłej kondycji. Zastanawiam się - co lepsze - stadko swobodnie biegających psów czy klatki w schronisku. Dla ludzi pewnie to drugie.W Târgu Mureş spotkaliśmy stadko składające się pięciu psich agregatów. Psy szły sobie gęsiego, niemalże trzymając się za ogony. Miny miały zawadiackie. Na kempingu w Beile 1 Mai było czworo rezydentów. Trzy nieduże psy przypominające owczarki niemieckie i jedna sunia - kremowa, z wielkimi brązowymi oczami i cyckami wyciągniętymi do ziemi. Sunia w typie tych, co to płochliwie siadają przed Tobą, patrzą Ci w oczy i trzymają w górze, jedną, cieniutką, drżącą łapkę. Psy - te trzy wilkopodobne - nie były głodne, chlebem gardziły i wyjadały tylko co lepsze kąski. Sunia podeszła do jedzenia dopiero, kiedy tamte nie były już nim zainteresowana. Zjadła chleb przesiąknięty olejem, chleb z masłem, bo już nic lepszego nie zostało. Następnego dnia wylizała miskę z bograczem do ostatniego warzywka.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz