Spaliśmy

Rumunia, sierpień 2006

Latem, w Rumunii można właściwie nocować za darmo. A jeśli ktoś jest twardy i pogoda mu nie przeszkadza - to przez cały rok. Jeśli tylko masz namiot, to możesz rozbić go w dowolnym miejscu. W miastach pewnie nie jest to możliwe ale my podróżujemy po prowincji. Zwykle korzystamy z miejsc, w których już ktoś biwakuje. Zwykle znajdujemy miejsce noclegu już po zachodzie słońca i rozbijamy namiot po ciemku. Szkoda na to dnia. Zwykle czujemy się w takich miejscach bardzo bezpiecznie. Czasem tylko zdarzają się  niespodzianki. Jak wtedy, gdy rozbiliśmy namiot na pastwisku i rano odwiedziło nas stado koni a jeden z nich zjadł nam wycieraczkę.


Większość nocy spaliśmy w namiocie. Czasem na polach płatnych a czasem na dzikich. Dwie noce spędziliśmy na kwaterze przy prywatnym muzeum etnograficznym w Chiscau, jedną w przydrożnym hotelu w Arieseni (różowy sufit z wymalowanymi gwiazdami) i jedna w domku kampingowym pod Klużem. Najcudniej spało się pod namiotem - na Padis i w wąwozie Turda. W Stina de Vale przemarzliśmy do szpiku kości ale za to prosto z prowizorycznego kranu mogliśmy pić wodę mineralną sprzedawaną w całym kraju.

Wspaniale jest powylegiwać się przed namiotem, gapić się na gwiazdy, słuchać świerszczy. A rano od razu wychodzi się na wiatr i słońce, wokół zieleń, wszyscy przygotowują śniadania, kawę. Lubię tę atmosferę. Dobrze mi bardzo było też w Chiscau - śniadanka na werandzie z widokiem na tamtejsze sadki, wielgachne snopy siana, letnią kuchnię.

Jedna uwaga - jeśli bardzo zależy Ci na ciszy w nocy - nie nocuj pod namiotem i w towarzystwie Rumunów. Na biwaku słucha się przecież manele - rumuńskiego disco. Można to polubić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz