Na progu Francji. Indywidual.

Francja, Chamonix, sierpień 2012


Czy Chamonix to już Francja? Maleńki skrawek wielkiego kraju. Bliżej stąd do Genewy niż do Paryża. Czy można wyciągać wnioski, uogólniać doświadczenia?

Broniłam się, żeby ta "Francja z Chamonix" za bardzo się nie spodobała. Bo przecież każdemu się podoba. A ja wolę bardziej wytrawne okolice. Mniej cywilizacji, mniej ludzi, więcej owiec ;)

Nie udało się obronić. Spodobała się. Złota, pachnąca, jednostkowa, niepowtarzalna, bogata w gesty, światło i smaki, kolory. A szczególnie ten pyszny indywidualizm, który każe zaczynać od skrzynki na listy.



 
Kilka skrzynek z jednej uliczki.




Sen o Białej Górze


Francja, Chamonix, sierpień 2012


Aiguille du Midi
Nie wiem, czego się spodziewałam. Chyba czegoś bardziej stylowego. Jednak po wielu godzinach drogi, słynne Chamonix objawia mi się jako małe, całkiem zwyczajne miasteczko otoczone górami.


Natomiast góry...

Góry to już inna sprawa.


Może bardziej właściwe byłoby słowo szczyty? Skaliste, strome - nawet nisko, tam gdzie rośnie las. Skorzystam z patentu Mistrza i napiszę po prostu: Alpy są ogromne.

Tam, gdzie w Tatrach kończy się szlak na szczyt, tutaj się zaczyna. Chciałabym pójść dalej ścieżką wydeptaną w lodowcu. Jednak trudności dla zwykłego piechura zaczynają się tuż za progiem linowej kolejki. Bez raków, bez czekana pchanie się na oblodzone, ośnieżone stromizny byłoby głupotą.

Patrzę z tęsknotą na mróweczki sunące w stronę Białej Góry. Warunki doskonałe. Jeśli tylko nie zmęczy ich wysokość wejdą na wymarzony szczyt.

Droga przez lodowiec Bossons

W stronę lodowca Bossons po ostrej grani.


Mont Blanc. Bywają chwile, kiedy trudno mi uwierzyć, że góra, którą widzę co dzień po przebudzeniu to Mont Blanc. Jakby sen stał się rzeczywistością.